Rok 2013 według analityków Open Finance

Spowolnienie gospodarcze przyniesie ze sobą coraz niższe zyski z lokat, kurczącą się liczbę chętnych na kredyty hipoteczne i lokaty ustrukturyzowane oraz dalszy spadek cen mieszkań w I połowie roku. A jasne strony? Rosnące zyski z funduszy, hossa na warszawskim rynku akcji i dobre wyniki z zapadających lokat ustrukturyzowanych. Dowiedz się jak będzie wyglądał przyszły rok według analityków Open Finance.

Zapowiadana i oczekiwane w I półroczu spowolnienie gospodarcze będzie miało swoje konsekwencje dla finansów Polaków. Pewne procesy już się rozpoczęły i spodziewamy się ich kontynuacji, a nawet przyspieszenia. Mowa przede wszystkim o spadku stóp procentowych, który będzie coraz mocniej wpływał na wysokość oprocentowania lokat. Spadnie również oprocentowanie kredytów hipotecznych, ale – w szczególności w I połowie roku – nie wpłynie to na ożywienie na rynku kredytowym. Obawy przed utratą pracy i kryzysem nie pozwolą na odważne decyzje, mimo że niskim stopom procentowym towarzyszą też najniższe od lat ceny nieruchomości. Dopiero druga połowa roku może okazać się pod tym względem lepsza.

Poprawę w gospodarce już teraz dyskontuje giełda. Szanse na hossę są spore, zwłaszcza w pierwszych miesiącach roku. Później oczekiwania na poprawę w gospodarce zostaną zweryfikowane z rzeczywistością i przekonamy się, czy były podstawy do poprawy na giełdzie. Do tego czasu tempa mogą nabrać napływy do funduszy, czemu sprzyjać będzie także spadek oprocentowania lokat i wzrost zainteresowania agresywniejszymi formami inwestycji. Natomiast lokaty strukturyzowane mogą tracić klientów m.in. za sprawą działań regulatora, który chce uczynić tę kategorię produktów inwestycyjnych bardziej przejrzystą.

Giełda: są duże szanse na hossę
Roman Przasnyski

Wszystko wskazuje na to, że w 2013 r. akcje dadzą zarobić. Część czynników ryzyka została zneutralizowana, większość wcześniejszych niewiadomych jest rozpoznana, banki centralne utrzymują luźną politykę pieniężną. To warunki sprzyjające wzrostom.
Ostatnie lata nie były łatwe ani dla analityków, ani tym bardziej dla inwestorów. Zbyt wiele było niepewności, ryzyka, czynników negatywnych, związanych bezpośrednio z niedawnym globalnym kryzysem lub będących jego pokłosiem, jak choćby kłopoty strefy euro. Tym razem sytuacja wydaje się o wiele bardziej klarowna.

Już tylko najbardziej pesymistycznie nastawieni guru mają wątpliwości co do dalszego istnienia strefy euro. Choć trudno uznać, że problemy Grecji zostały rozwiązane, to nie sposób się nie zgodzić, że na co najmniej kilka-kilkanaście miesięcy mamy z nimi spokój. Hiszpania ciągle się waha, czy wystąpić o międzynarodową pomoc, co dowodzi, że nie stoi pod ścianą. Obawy dotyczące Włoch wciąż wydają się przesadzone, choć ostatnie polityczne zawirowania mogą budzić niepokój. Jedynym poważnym czynnikiem negatywnym jest recesja, dobrze już na naszym kontynencie widoczna.

„Transparentność” recesji nie jest wcale tak złym czynnikiem, jak mogłoby się wydawać. Przewidywalny jest zarówno czas jej trwania, jak i skala spowolnienia. Powszechne i prawdopodobnie racjonalne jest przyjęcie scenariusza, w którym drugie półrocze 2013 r. przyniesie przełamanie niekorzystnych tendencji. Nawet jeśli w całym roku gospodarka strefy euro się skurczy, to skala tego zjawiska nie przekroczy kilku dziesiątych procent.

Z punktu widzenia gospodarki globalnej, mamy do czynienia z optymistycznymi sygnałami i tendencjami. Sygnały w postaci poprawy wskaźników aktywności gospodarczej, sugerują, że Chiny unikną twardego lądowania i nawet jeśli nie wrócą do dwucyfrowego wzrostu, z pewnością przyczynią się do poprawy koniunktury na świecie. Ameryka, choć nie imponuje dynamiką, to jednak rośnie w tempie nie wprawiającym co prawda zachwyt, ale też nie budzącym obaw o recesję.

Dwuznaczne wnioski można wyciągać z faktu, że złe wieści, płynące z europejskiej gospodarki nie zostały w żaden sposób zdyskontowane przez giełdy. Sięgająca niemal 17 proc. w przypadku giełdy we Frankfurcie wiosenna korekta była wynikiem bardziej obaw związanych z Grecją i politycznymi konsekwencjami dla przetrwania strefy euro, niż widmem recesji. Ale być może oba te czynniki odegrały wówczas podobną rolę. W każdym razie trwającą od początku czerwca 2012 r. do grudnia 2012 r. zwyżkę sięgającą 20 proc. i fakt, że od połowy grudnia 2011 r. do połowy grudnia 2012 r. DAX wzrósł o ponad 25 proc. można traktować jako oznakę siły rynku.

Mimo sporej dozy niepewności i ryzyka, nasza ubiegłoroczna prognoza i wynikające z niej wskazania inwestycyjne, przyniosły niezłe rezultaty. Kontynuacja zarysowanej wówczas strategii wydaje się być więc jak najbardziej zasadna. Co więcej, mogą z niej skorzystać zarówno inwestorzy, którzy się do niej zastosowali, jak i ci bardziej wstrzemięźliwi. Rok wcześniej sugerowaliśmy najbardziej odważnym ulokowanie do 50 proc. kapitału w akcje, poczynając od drugiej połowy roku. Ci, którzy poszli za naszym wskazaniem zbierania akcji, mogli zyskać 50 proc. na kupnie papierów PZU, KGHM, PKN, Lotosu i kilkudziesięciu innych spółek. Nie straszna im będzie nawet ewentualna kilkunastoprocentowa spadkowa korekta. Bardziej ostrożni będą ją zaś mogli wykorzystać do zwiększenia udziału akcji w portfelu.

Nasz scenariusz na nadchodzący rok zakłada bowiem dobry czas dla giełdowych inwestycji. Skoro osłabienie gospodarcze do tej pory nie zaszkodziło rynkowi akcji, nie powinno negatywnie wpływać na koniunkturę w najbliższej przyszłości. Po ewentualnej wiosennej korekcie, powinno zacząć się dyskontowanie ożywienia i marsz giełdowych indeksów w górę. W wariancie pesymistycznym główne indeksy naszego parkietu zyskają nieco ponad 10 proc., docierając do poziomu szczytów z wiosny 2011 r., zaś w wersji optymistycznej podążą w kierunku rekordów z lipca 2007 r. Warto zauważyć, że do poziomu sprzed krachu wskaźnikom z Wall Street i Frankfurtu brakuje już tylko 8-10 proc. Nasze są poniżej niego o prawie 50 proc., więc mają spory potencjał wzrostowy. Stosunek zysku do ryzyka sprzyja inwestycjom w akcje.

Hipoteki: w 2013 roku gorzej niż po Lehman Brothers
Halina Kochalska

Wydawało się, że w efekcie kryzysu w USA to 2009 r. był najgorszym rokiem w krótkiej historii kredytów mieszkaniowych. Wiele wskazuje na to, że będzie to jednak nadchodzący 2013.

W przyszłym roku nie uda się bankom sprzedać 200 tys. kredytów, co można uznać za wielkość trzymającą rynek w pewnej normie. Liczba kredytów sięgnie ok. 170 tys., o co najmniej 15 proc. mniej niż w mijającym właśnie 2012 r. Będzie też niższa niż w wyjątkowo trudnym dla klientów 2009 r. Tym razem jednak szczególnego zapału do pożyczanie nie widać nie tyle po stronie banków, co właśnie samych klientów.

Sprzedaż kredytów mieszkaniowych
Wartość (mld zł) Liczba (tys. sztuk)
2007 55,9 314,3
2008 57,1 286,8
2009 38,7 189,2
2010 48,7 230,4
2011 49,2 231,2
III kw. 2012 30,3 149
Źródło: ZBP.

Rynkowi kredytów mieszkaniowych nie sprzyja co najmniej pięć kluczowych elementów.

Jeden z najważniejszych to spowolnienie gospodarcze. Spadająca dynamika wzrostu PKB, już od pewnego czasu przekłada się na nastroje klientów i niechęć do zadłużania się. W przyszłym roku wraz z przybliżaniem się zmian PKB do zera obawy przed kredytami jeszcze się powiększą. Na kredytowe nastroje wpłynąć mogą w szczególności doniesienia z pierwszych stron gazet o zwolnieniach w dużych firmach. A to już po części się zaczęło – głośno o zwolnieniach w bankach czy w fabryce Fiata. Na umiarkowany popyt wpływa również oczekiwanie spadku cen nieruchomości. Kto może zwleka z decyzją w nadziei, że za kilka miesięcy kupi to samo mieszkanie kilka procent taniej. Na dodatek część potencjalnych klientów, nawet jeśli bardzo chcą kupić mieszkanie na kredyt, blokują wysokie wymagania rekomendacji S i T nadzoru finansowego.

Słabe prognozy dla rynku kredytów mieszkaniowych, to również konsekwencja zakończenia w 2012 r. programu Rodzina na Swoim. Zanosi się, że w 2012 r. sprzedanych zostanie około 45 tys. kredytów z dopłatami do odsetek (kilka kolejnych tysięcy będzie jeszcze wypłacanych w styczniu). Osoby zainteresowane kredytami z dopłatami przyspieszały decyzje kredytowe, popyt, który w normalnych warunkach rozkładałby się bardziej równomiernie w większym stopniu przypadł na mijający rok. Rynek odczuje to bolesną pustką szczególnie w drugim i trzecim miesiącu 2013 r.

Piątym elementem hamująco działającym na rynek stał się zapowiadany nowy program pomocy przy zakupie pierwszego mieszkania. Osoby, które mają szanse na skorzystanie z dopłaty do nowego mieszkania, będą czekały na wdrożenie programu Mieszkanie dla Młodych. Poczekają do połowy roku, ale niewykluczone, że do 2014 r. W decyzyjnej zamrażarce znajdzie się ok. kilkanaście tysięcy kredytów.

Na mocno zachmurzonym niebie nad rynkiem kredytów mieszkaniowych widać też przebłyski słońca. Kredytom przede wszystkim pomogą niższe stopy procentowe niż w 2012 r. Gdy WIBOR 3M wahał się przez większą część 2012 r. w granicach 5 proc. to oczekiwania rynkowe stawki trzymiesięcznego WIBOR-u na przyszły rok spadają grubo poniżej 4 pkt. proc. Tymczasem oprocentowanie niższe o 1 pkt. proc. sprawia, że rata kredytu obniża się o 10 proc. Zmiana jest niebagatelna. Trzeba się jednak liczyć z sytuacją, że część spadku oprocentowania kredytów skonsumują same banki podwyższając marże.

Wiatru w kredytowe żagle może też dostarczyć poluzowanie rekomendacji nadzoru finansowego. W perspektywie jest likwidacja dwóch głównych ograniczeń w dostępie do kredytów. Pierwszy to limit raty kredytu do dochodów do maksimum połowy wpływów, jeśli nie przekraczają one średniego wynagrodzenia w przedsiębiorstwach, czy do progu 65 proc. jeśli wpływy te są wyższe. Komisja Nadzoru Finansowego właściwie już zdeklarowała się za zmianą, trwają jednak ustalenie kolejnych szczegółów nowelizowanej Rekomendacji T. Po nowelizacji Rekomendacji T, przyjdzie kolej na Rekomendację S. Tutaj ma paść druga istotna bariera ograniczenia dostępu do kredytów mieszkaniowych – maksymalny okres liczenia zdolności kredytowej. Zostanie wydłużony lub zniesiony. Zgodnie z obecnymi zasadami klient musi wykazać się zdolnością do spłaty kredytu w 25 lat, nawet jeśli bierze kredyt na dłuższy okres. Szacuje się, że rekomendacje T i S razem utrudniają dostęp do finansowania nieruchomości niemal 15-20 proc. potencjalnych klientów. Zmiany niestety nie zaczną obowiązywać od początku roku.

Depozyty: spadną zyski z lokat
Michał Sadrak

W przyszłym roku amatorzy bezpiecznego oszczędzania na lokatach terminowych będą musieli pogodzić się z niższymi zyskami. Rynek depozytów, podobnie jak w dwóch ostatnich miesiącach 2012 r., znajdzie się pod wpływem obniżek stóp zapoczątkowanym przez Radę Polityki Pieniężnej. W efekcie przeciętne oprocentowanie depozytów spadnie nawet o 0,8-1 pkt proc. z obecnych poziomów, które – w zależności od terminu lokaty – wynoszą od 4,63 do 5,09 proc.

Nie wszystkie banki zareagowały na dwie obniżki stóp z listopada i grudnia. Można się więc spodziewać, że fala obniżek oprocentowania depozytów prawdopodobnie nadejdzie jeszcze w styczniu. Instytucje finansowe będą dokładać starań, aby obniżać koszty depozytów wraz ze spadkiem stopy referencyjnej oraz ceny pieniądza na rynku międzybankowym. Obniżki są więc przesądzone, a ich skala w dużej mierze będzie uzależniona od decyzji podejmowanych przez RPP i oczekiwań banków co do tych decyzji.

Można oczekiwać, że przeciętne oprocentowanie kwartalnej lokaty, które wynosi aktualnie 4,63 proc., spadnie zauważalnie poniżej 4 proc. Natomiast półroczne depozyty, które dają średnio zarobić 4,96 proc. mogą spaść w okolice 4 proc.

Banki będą w pierwszej kolejności obniżać lokaty z terminem zapadalności poniżej 12 miesięcy. Pozwoli to przesunąć zainteresowanie klientów na długoterminowe lokaty, które – ze względu na niższą dynamikę spadków – okażą się rozwiązaniem bardziej zyskownym. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że cykl luzowania polityki pieniężnej będzie na rękę bankom, którym zależy na przynajmniej częściowym dostosowaniu struktury portfela depozytowego do nadchodzących regulacji, które przedkładają długoterminowe lokat nad popularne obecnie kilkumiesięczne depozyty.

Wolniejsze niż w przypadku lokat krótkoterminowych obniżanie oprocentowania długoterminowych depozytów pozwoli instytucjom finansowym wydłużyć średni okres zapadalności lokat, a tym samym zagwarantować sobie niższy koszt finansowania na kolejne kwartały. Średnie oprocentowanie 12- i 24 miesięcznych depozytów (z uwzględnieniem polisolokat), które aktualnie wynosi odpowiednio 5,09 i 4,78 proc. nie powinno spaść poniżej 4,1-4,2 proc.

W 2013 r. znikną z rynku lokaty dające zyski rzędu 6 proc. w skali roku i więcej. Należy oczekiwać, że w drugim półroczu najlepsze depozyty zagwarantują co najwyżej 5 proc. zysku przed opodatkowaniem. Naturalnie nie można wykluczyć, że banki będą kusić klientów promocyjnymi depozytami. Lecz tak jak dotychczas, będą to rozwiązania zarezerwowane wyłącznie dla klientów, którzy zdecydują się na dodatkowy produkt finansowy lub wpłacą nowe środki.

O rynku depozytów w 2013 r. częściowo ma szansę decydować także akcje kredytowa oraz notowania złotego. Nagły wzrost sprzedaży kredytów (głównie mieszkaniowych) mógłby zwiększyć zapotrzebowanie banków na oszczędności klientów, co pozytywnie wpłynęłoby na zyski z lokat. Jest to jednak scenariusz mało prawdopodobny. Z kolei notowania złotego, które mają wpływ na wartość portfela kredytów mieszkaniowych w bankach będą decydować o zapotrzebowaniu instytucji finansowych na depozyty konsumentów, a więc i częściowo na oprocentowanie.

W 2013 r. wzrośnie znaczenie rachunków osobistych i oszczędnościowych. W przekonaniu o niskiej zyskowności lokat klienci będą rezygnować z ich zakładania na rzecz odkładania środków na ROR lub w najlepszym przypadku konto oszczędnościowe, którego oprocentowanie – co oczywiste – również spadnie.

Więcej powodów do radości będą mieć natomiast klienci, którym lokaty w 2013 r. dopiero będą się kończyć. Ze względu na prawdopodobny spadek inflacji realne zyski z depozytów (uwzględniające inflację oraz podatek) powinny być do 2-2,5 pkt proc. powyżej zera – co w odniesieniu do wyników z 2012 r. już będzie sukcesem.

Fundusze: agresywne inwestycje będą kusić
Bernard Waszczyk

Zgodnie z oczekiwaniami sprzed roku, słowem kluczem dla osób inwestujących w fundusze inwestycyjne w 2012 roku było „bezpieczeństwo”. Hossa na rynku obligacji skarbowych dodatkowo sprawiła, że zainteresowanie funduszami dłużnymi przerosło najśmielsze oczekiwania – jak wynika z danych Analiz Online, w ciągu 11 miesięcy napłynęło do nich ponad 10 mld zł. W sumie na rynek funduszy trafiło blisko 15 mld zł świeżej gotówki, a łączna wartość zgromadzonych w nich środków przekroczyła na koniec listopada 140 mld zł. Do osiągnięcia tego poziomu przyczyniła się też w znacznej mierze dobra koniunktura na rynku akcji (do końca listopada WIG zyskał 19,7 proc., a WIG20 12,9 proc.).

Zbliżamy się już zatem do rekordu z października 2007 roku, ustanowionego u szczytu ostatniej hossy, kiedy fundusze zarządzały 144,3 mld zł. Wiele wskazuje na to, że już w pierwszych miesiącach przyszłego roku ten rekord zostanie pobity. Z jednej strony napływy cały czas notować będą zapewne fundusze obligacji, choć naszym zdaniem ich gwiazda już powoli gaśnie. Przyszły rok ma za to duże szanse na to, aby stać się rokiem funduszy agresywnych. W opinii ekonomistów rok 2013 będzie dla naszej gospodarki najsłabszy, ale to osłabienie nie powinno trwać długo i już w drugiej połowie roku możliwy jest powrót na ścieżkę wzrostu. Giełda zwykle dyskontuje zjawiska zachodzące w realnej gospodarce o trzy do dziewięciu miesięcy. Jeśli więc przewidywania ekonomistów są słuszne, przyszły rok dla giełdowych inwestorów może być całkiem udany.

Od strony branży funduszy inwestycyjnych, z początku zainteresowanie klientów będzie zapewne nadal koncentrować się na funduszach bezpiecznych, ale wraz z kolejnymi miesiącami, jeśli fundusze akcyjne będą kontynuowały dobrą passę z tego roku, z pewnością zaczną skupiać na sobie coraz większe zainteresowanie inwestorów.

Dobiegający końca rok przyniósł wzrost rynku funduszy o ok. 25 mld zł. Nie widać większych przeszkód, żeby ten wynik nie miał zostać powtórzony również w roku 2013. Zważywszy, że spadające stopy procentowe zmniejszają atrakcyjność bankowych depozytów, na których Polacy trzymają 500 mld zł. Nawet gdyby jedynie 2 proc. od tej kwoty trafiło do funduszy, to i tak stanowiłoby to dla nich znaczny zastrzyk kapitału. Jest całkiem realne, że rynek funduszy na koniec przyszłego roku osiągnie wartość ok. 160-170 mld zł.

Nieruchomości: ceny pozostaną w trendzie spadkowym
Bernard Waszczyk

Sytuację na rynku mieszkaniowym w przyszłym roku w znacznym stopniu determinować będzie spadek tempa wzrostu gospodarczego i pogarszająca się w konsekwencji tego zjawiska sytuacja na rynku pracy. Rok 2013, zdaniem większości ekonomistów, ma być najtrudniejszy, jednak osłabienie nie powinno trwać długo i już druga jego połowa powinna przynieść w tej kwestii poprawę. Niemniej, towarzyszący spowolnieniu gospodarczemu przekaz medialny może negatywnie wpływać na plany zakupowe Polaków, odwlekając decyzję o zakupie mieszkania. Obecnie poziom sprzedaży mieszkań jest może i niewysoki, ale stabilny. Popyt jest dodatkowo podsycany wygasającym wraz z końcem roku programem dopłat do kredytów Rodzina na Swoim, co widać po wzroście liczby udzielonych w jego ramach kredytów w październiku i listopadzie br. Na drugim biegunie jest jednak wysoka liczba mieszkań w ofercie sprzedażowej deweloperów. Wg danych prezentowanych przez REAS, na koniec III kw. 2012 roku w sześciu największych aglomeracjach (Warszawa, Kraków, Wrocław, Trójmiasto, Poznań, Łódź), deweloperzy oferowali na sprzedaż 55,7 tys. mieszkań, z czego 12,7 tys. to mieszkania gotowe. Obydwie te liczby wzrosły w porównaniu ze stanem sprzed roku.

Wydaje się, że najsłabszy okres na rynku mieszkaniowym przypadnie na pierwszą połowę przyszłego roku. W ostatnim kwartale 2012 roku do użytkowania wprowadzonych zostanie szereg mieszkań, które powiększą pulę mieszkań gotowych niesprzedanych, co zwiększy presję na sprzedających. Od początku roku na pewno nie zaczną obowiązywać złagodzone przepisy rekomendacji S i T, regulujących zasady udzielania kredytów hipotecznych. Skończy się stymulacja ze strony RnS, a jeszcze nie zacznie działać jego następca – Mieszkanie dla Młodych (ma ruszyć od połowy roku), w ramach którego kupujący pierwsze lokum będą mogli liczyć na to, że państwo dopłaci im co najmniej 10 proc. wartości kupowanego mieszkania. Ponieważ dopłata jest jednorazowa i to na samym początku, a nie rozłożona na lata, jak w przypadku RdS, nowy program wpłynie na poprawę zdolności kredytowej młodych Polaków, co akurat jest pozytywną wiadomością. Drugim pozytywem są malejące stopy procentowe, co przekłada się na spadek oprocentowania kredytów hipotecznych. Warunki, na jakich oferowane są kredyty mieszkaniowe, powinny się więc nieco poprawić. Po kilkunastoprocentowej przecenie mieszkań, obserwowanej przez nas w ostatnich kilkunastu miesiącach, ich ceny stają się osiągalne dla coraz szerszego grona potencjalnych klientów. Jeśli ich nastawienie do zaciągania długoterminowych zobowiązań się poprawi, przyszły rok skończy się pewnie umiarkowanym, kilkuprocentowym spadkiem średnich cen mieszkań. Jeśli nastroje pozostanę minorowe, niewykluczone są spadki rzędu kilkunastu procent.

Czynnikiem hamującym spadek cen mieszkań może okazać się czarny koń w postaci popytu inwestycyjnego. Jego ewentualną skalę i wpływ na rynek trudno szacować, ale niewątpliwie czas na rozpoczęcie rozważań na ten temat przez potencjalnych inwestorów jest jak najbardziej odpowiedni. Malejący koszt kredytu jest dodatkową motywacją do tego, aby z inwestycją zdążyć przed tym, zanim na zakupy wybiorą się klienci indywidualni.

Struktury: produkty giełdowe wrócą do łask
Marcin Krasoń

Najbliższe 12 miesięcy może być okresem sukcesów produktów strukturyzowanych opartych na rynkach akcji, czyli takich w których instrumentem bazowym będą indeksy giełdowe lub koszyki akcji spółek (głównie polskich). Jeśli bowiem trend wzrostowy na polskiej giełdzie się utrzyma, to w najbliższych kilku kwartałach powinniśmy mieć wysyp dobrych wyników produktów z nią powiązanych. To zmotywuje bankowców do przygotowywania kolejnych subskrypcji tego typu, bo nie ma lepszej marketingowej podkładki niż dobrze wyglądające zyski już zakończonych inwestycji.

Podobnie może być też ze strukturami opartymi na surowcach, na przykład na złocie. A to dlatego, że choć nadal jesteśmy na poziomach poniżej rekordów z 2011 r., to jednocześnie złoto jest wciąż notowane o prawie 30 proc. wyżej niż w 2010 roku. A przecież produkty strukturyzowane powiązane ze złotem są najczęściej kilkuletnie, więc dobre wyniki są nadal całkiem możliwe.

Atrakcyjne wyceny kończących się inwestycji surowcowych i giełdowych powinny pozytywnie przełożyć się na wyniki sprzedaży, ale istnieje też czynnik, który z dużym prawdopodobieństwem doprowadzi do ich wyhamowania. Chodzi o długoterminowe polisy inwestycyjne, często będące połączeniem programu regularnego oszczędzania (comiesięczne składki) z produktem strukturyzowanym (ochrona kapitału). Od pewnego czasu rozwiązaniom tym baczniej przygląda się Komisja Nadzoru Finansowego, swoje uwagi ma także Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Kontrowersje budzą bardzo wysokie opłaty za wycofanie się z inwestycji w pierwszych latach. Prędzej czy później banki będą musiały z tych opłat zrezygnować, a jak tworzenie takich produktów przestanie być dla dystrybutorów żyłą złota, to po prostu znikną one z rynku.

Łącząc trzy powyższe czynniki można wywnioskować, że 2013 rok będzie na rynku produktów strukturyzowanych ciekawy, bo końcowy wynik sprzedażowy zależeć będzie od intensytności poszczególnych czynników. Niewykluczone bowiem, że np. działania KNF i UOKiK „rozejdą się po kościach” i długoterminowe polisy inwestycyjne nadal będą sprzedawane w najlepsze. Może być więc tak, że rynek skurczy się o 15-20 proc. do 8-9 mld zł, ale możliwe jest też utrzymanie wyniku na poziomie 10 mld zł, czy nawet wzrost o 3-5 proc. Dynamicznych wzrostów, z jakimi mieliśmy do czynienia jeszcze kilka lat temu, nie oczekujemy.

Leave a Reply

QR Code Business Card statystyki odwiedzin stron internetowych