Co grozi krajom nadbałtyckim po aneksji Krymu? Money.pl rozmawia z ambasadorem Polski na Łotwie

Przedstawiciel Rosji przy ONZ powiedział kilka dni temu, że Rosja jest zaniepokojona traktowaniem swoich obywateli w Estonii. Co takie sformułowanie oznacza w języku dyplomacji? Jerzy Marek Nowakowski, ambasador Polski na Łotwie i historyk ocenia to w rozmowie z portalem Money.pl jednoznacznie: – Proszę zwrócić uwagę, że minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow wypowiedział się nawet ostrzej stwierdzając, że żadne państwo – które źle traktuje mniejszość rosyjską – nie może być pewne swojej integralności terytorialnej. To zupełnie nowy ton we współczesnej dyplomacji.

Nowakowski przyznaje, że największe obawy te rosyjskie groźby budzą właśnie w krajach bałtyckich. – Uspokoiły się nieco po ostatniej wizycie wiceprezydenta USA Joe Bidena, który potwierdził aktualność artykułu piątego Traktatu Waszyngtońskiego. Najprościej mówiąc, gwarantuje on zasadę jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Agresja przeciwko państwu należącemu do NATO oznacza agresję przeciwko całemu Sojuszowi. Państwa bałtyckie traktują to jako twardą gwarancję bezpieczeństwa wobec groźby powtórzenia scenariusza krymskiego – mówi dyplomata w Money.pl – Także minister Sikorski przypomniał ostatnio, że granica Sojuszu to czerwona linia, której żaden agresor nie może przekroczyć. Niemniej obawy są silne, jeżeli chodzi o możliwość wewnętrznej destabilizacji w tych krajach, zarówno w sensie politycznym, jak i ekonomicznym.

Ambasador Polski na Łotwie przypomina, że rosyjska mniejszość w krajach nadbałtyckich to więcej niż 30 procent, a oficjalne dane statystyczne w tym zakresie są nieco zaniżone. Konsekwencją są głębokie podziały wśród mieszkańców.

– Weźmy przykład z ostatnich dni: socjologowie na Łotwie badali opinie na temat zajęcia Krymu przez Rosję. Okazało się, że ponad dwie trzecie Rosjan mieszkających na Łotwie uznało ten krok za słuszny, właściwy i godny pochwały. Wśród Łotyszy taki pogląd wyraziło tylko niecałe pięć procent badanych, a ogromna większość uważa działania Rosji za agresję – przekonuje Jerzy Marek Nowakowski. – Politycznie jest to bardzo groźne, bo rosyjska mniejszość jest bardzo dobrze zorganizowana i twardo broni swojego stanowiska, chociażby w niezwykle kontrowersyjnej sprawie, jaką jest uznanie języka rosyjskiego za oficjalny. Co więcej, nawet wśród polityków zdarzają się i tacy, którym podoba się to, co stało się na Krymie. Edgar Savisaar, były premier Estonii i lider partii Centrum publicznie, poparł działania Rosji.

Polski dyplomata podkreśla też, że w krajach bałtyckich bardzo żywy jest też spór o historię, a konkretnie o słowo okupacja. – Historycy łotewscy uważają, skądinąd słusznie, że okres po 1940 roku, czyli po włączeniu republik bałtyckich do ZSRR, można definiować jako okupację. Rosjanie takiego sformułowania nie akceptują podkreślając, że słynny stalinowski plebiscyt był prawomocny – tłumaczy.

Nowakowski nie chce odpowiadać na pytanie, czy Moskwa może mieć interes w tym, by interweniować w państwach bałtyckich. Przyznaje jednak, że Rosja ma w ręku argumenty ekonomiczne. Narzędzia gospodarczego oddziaływania na państwa bałtyckie są potężne. Od mocnych powiązań handlowych, po całkowite uzależnienie od dostaw gazu.

– Bardzo istotna część gospodarki tych krajów to tranzyt, logistyka i przeładunek w portach. Łotysze przeładowują rocznie około sto milionów ton towarów. To więcej niż w Polsce. Około osiemdziesiąt procent to towary powiązane z rynkiem rosyjskim i białoruskim. Wystarczy wspomnieć o prawie dwudziestu milionach ton rosyjskiego węgla, który w ciągu roku jest eksportowany przez Łotwę – wylicza w Money.pl Nowakowski. – Tymczasem od momentu, gdy Rosjanie zbudowali port w Ust Łudze, blisko granicy z Estonią, mają możliwość przekierowania tam znacznej części swoich towarów. Można więc być pewnym tego, że w razie zaostrzania sporu gospodarczego z Rosją Bałtowie ryzykują, że zapłacą wyższą cenę niż inne państwa Unii Europejskiej.

To – zdaniem polskiego ambasadora – tłumaczy ostrożność wszystkich państw bałtyckich, jeśli chodzi o poparcie dla sankcji wobec Rosji. – Trzeba pamiętać o tym, że kraje bałtyckie są powiązane z Rosją siecią elektroenergetyczną. W tych państwach skupia się też sporo zagranicznych inwestycji nakierowanych na współpracę z Rosją – wyjaśnia Nowakowski. – Przykład z ostatnich dni: wielki internetowy serwis handlowy e-Bay otworzył na Łotwie swoje centrum nakierowane na obsługę rynku rosyjskiego. Jeżeli granica między Rosją a Unią Europejską zamarznie, to wyraźny wzrost gospodarczy, który po kryzysie notujemy na Łotwie czy w Estonii, może znacząco zahamować.

Leave a Reply

QR Code Business Card statystyki odwiedzin stron internetowych